Tylko przez sześć godzin w tygodniu będzie można korzystać z nowej, podgrzewanej murawy na stadionie przy ul. Bułgarskiej. - To trawa do grania, a nie do trenowania - mówi dyrektor POSiR Janusz Rajewski.
Nowa murawa na stadionie poznańskiego Lecha od dwóch dni jest gotowa, trwają jeszcze prace przy podłączaniu urządzeń grzewczych do miejskiego cieplika. - Prawdopodobnie w połowie przyszłego tygodnia dokonamy rozruchu - mówi dyrektor zarządzających stadionem Poznańskich Ośrodków Sportu i Rekreacji Janusz Rajewski.
Z murawy będzie można korzystać od wiosny, ale... tylko przez 6 godzin w tygodniu. Oznacza to, że w ciągu siedmiu dni będzie się mógł odbyć mecz pierwszej drużyny, mecz zespołu rezerw i maksymalnie jeden trening. - Takie są warunki jej eksploatacji i wymóg, dzięki któremu obowiązuje gwarancja na murawę. Codzienne treningi na tym boisku są wykluczone. To jest trawa do grania, a nie do trenowania - mówi dyrektor Rajewski. Lech do tej pory często ćwiczył na głównej murawie, ale II trener "Kolejorza" Rafał Ulatowski nie widzi problemu. - Dla nas taki limit nie jest żadnym utrudnieniem. Mamy do dyspozycji świetne boisko treningowe - mówi.
Na Zachodzie nikt nie trenuje na głównych płytach, od tego są boczne boiska lub ośrodki treningowe. Niespotykaną u nas praktyką jest także zasada, że bramkarze w czasie rozgrzewki ćwiczą na przestawianych bramkach z boku boiska, a nie w polu karnym.
Tygodniowe limity na korzystanie z boiska nie są w Polsce czymś niezwykłym. - U nas nie można korzystać z boiska bodaj dłużej niż osiem godzin w tygodniu. To normalne, bo murawa nie wytrzyma większego natężenia: trawa jest zadeptana, nowe źdźbła nie zdążą wzrosnąć w tych miejscach, gdzie trawa jest powyrywana - tłumaczy odpowiedzialny za stan boiska pracownik Wisły Kraków Andrzej Antosz. - W Polsce jest problem, bo kluby nie mają bocznych boisk na odpowiednim poziomie. Coś, co w Niemczech jest nie do pomyślenia, czyli treningi na głównych płytach, u nas jeszcze do niedawna było normą - dodaje.
Na stadionie Wisły podgrzewaną murawę instalowała ta sama firma, która robiła to w Poznaniu - Swietelsky Baugesellschaft. Podobnie jak w Krakowie odpowiedzialni za boisko pracownicy POSiR wyjadą na szkolenie do Niemiec. - Trwa ono dwa tygodnie. Można tam o wszystko spytać, samemu pracować przy pielęgnacji boiska lub przyglądać się, jak oni to robią. Problem w tym, że potem wraca się do polskich realiów, gdzie nie ma pięknych maszyn służących do dbania o trawę - mówi Antosz. - W Niemczech uczyli nas, że przy złych warunkach atmosferycznych czy nadmiarze wody klub powinien wnioskować o przesunięcie meczu na inny termin. Ale kto u nas zgodzi się na to? Efekt jest taki, że w meczu z Legią [rozgrywanym w ulewie - przyp. red.] boisko zaczęło się "sypać" [pojawiły się place bez trawy, szczególnie w polu karnym - przyp. red.]. Latem murawa wróciłaby do normy w tydzień lub dwa, a jesienią nie ma warunków sprzyjających wegetacji - kontynuuje pracownik Wisły.
- U nas będzie prawdopodobnie dwóch pracowników odpowiedzialnych za stan boiska. Przejdą szkolenie w Leverkusen. M.in. po tym szkoleniu zapadnie ostateczna decyzja co do tego, ile godzin tygodniowo będzie można grać na stadionie Lecha - mówi dyrektor Rajewski.
Jak to robią w Grodzisku i we Wronkach?
Na stadionie Dyskobolii limit korzystania z murawy jest ściśle określony w warunkach gwarancji. Ale w Grodzisku wiele razy te limity przekraczano, a nie wpłynęło to źle na stan boiska. Trawa była intensywnie eksploatowana na początku roku, gdy Dyskobolia gościła na swoich obiektach reprezentację Polski. Kadrowicze Pawła Janasa trenowali w Grodzisku codziennie, a także grali mecz z Białorusią. Przy okazji spotkań pucharowych z Lens, oprócz meczu, odbyły się także treningi obu zespołów, a kilka dni wcześniej Dyskobolia grała u siebie z Cracovią. Tajemnicą długotrwałości grodziskiej murawy jest jednak właściwa pielęgnacja. - Do podlewania trawy używana jest woda mineralna, którą czerpiemy ze specjalnego źródła. Ponadto mamy odpowiedni sprzęt. Stoi u nas park maszynowy wart kilkaset tysięcy euro - mówi rzecznik prasowy Dyskobolii Jerzy Pięta.
Wronki to jedyny stadion w Polsce, na którym działa ogrzewanie elektryczne, a nie wodno-glikolowe. Instalacja nie może działać w trakcie meczu, gdy włączone są jupitery. - Nie ma u nas ścisłego limitu, ale nawet gdyby był i wynosił 6 godzin w tygodniu, i tak bylibyśmy dalecy od jego przekroczenia - mówi Robert Sikora z administracji wronieckiego klubu. - Piłkarze Amiki trenują na bocznej płycie, mniej więcej co dwa tygodnie rozgrywają gierkę na głównym boisku. Do 6 godzin w tygodniu jest więc daleko - dodaje.
|