Czesław Michniewicz (selekcjoner reprezentacji Polski): - Wzruszyłem się troszeczkę, dużo emocji, ranga spotkania i fakt, że osiągnęliśmy cel. To nie był tylko mój mecz tylko cała Polska chciała wygrać. To był mecz naszych chłopców, powtarzałem im, żebyśmy się skoncentrowali na grze, żeby nas to 38 mln ludzi nie przytłoczyło. To bzdura, że nie przygotowywaliśmy ustawienia, którym dziś zagraliśmy. Nie było żadnego zaskoczenia dla drużyny.
- Jestem optymistą i się cieszę bardzo, że udało mi się zbudować drużynę na awans, pamiętając o tym, co było pisane wcześniej przez dziennikarzy. Myślę, że ten moment, kiedy straciliśmy rytm był najtrudniejszy, po stracie piłki przez Bielika, ale Wojtek fantastycznie nas uratował. Prosiłem Jacka po kartce, żeby absolutnie nie ryzykował, w przerwie zrobiliśmy zmianę, Krychowiak nie był gotowy na cały mecz. Dał nam to, czego oczekiwaliśmy. Wycięliśmy z analitykami z pierwszej połowy po pięć fragmentów z ataku i obrony do analizy. Na kartkach dla zawodników były różne moje schematy formacji.
- Wojtek był bardzo zaangażowany w ten mecz i jestem mu wdzięczny. Ucałowałem ziemię po meczu, bo mam świadomość, ile trudności musiałem przejść do tego miejsca, w którym jestem, od małego chłopca. Jestem w tym miejscu, w którym cała Polska nam kibicuje. Dziesiątki, setki tygodni poświęciłem na samorozwój, bo żeby zrobić analizy, trzeba posiadać wiedzę. Jeździłem na staże, wyjazdy, praca z reprezentacją U-21 bardzo mnie rozwinęła. Dziękuję PZPN, że pozwolił mi uciec z tej ligowej młócki. Dziś po meczu skojarzył mi się Reksio stemplujący klatki i tak właśnie przeleciało mi dziś życie przed oczami.
Robert Lewandowski: - To był wyjątkowy mecz, zdawaliśmy sobie sprawę, o co gramy. Wiedzieliśmy, że większość tego, jak mecz się potoczy, zależy od nas. Wiadomo, że ta sytuacja wokół była dodatkowym obciążeniem, ale na naszym stadionie było łatwiej. Wiadomo, że jeszcze kilka rzeczy można poprawić, szczególnie z piłką przy nodze, ale strzeliliśmy. Po bramce było widać, że Szwedom przeszła ochota. Graliśmy dobrze w obronie, jest potencjał, żeby sobie stwarzać jeszcze więcej sytuacji, ale doceniajmy ten awans i przygotujmy się na mistrzostwa piłkarsko i mentalnie.
- To był jeden z najcięższych karnych w moim życiu. Zdawałem sobie sprawę z presji, chciałem się skupić na wykonaniu, ale wiedziałem, o co jest ta gra. Wielka euforia była po tym karnym, bo wiedziałem, że to będzie kluczowy krok. Potem "Zielu" strzelił bramkę i się udało. Dawno nie graliśmy w takim ustawieniu, jak widać, potrafimy grać w różnych. Możemy jeszcze szlifować kilka formacji, ale koniec końców cała drużyna zasługuje na pochwałę, patrząc na to, jaki szpital mieliśmy w drużynie.
- Wiadomo, że byłoby łatwiej, gdybym miał wsparcie drugiego napastnika, nie mieć obrońców na plecach, pograć trochę. Wiedziałem, że muszę pocierpieć, potrzymać piłkę, żebyśmy uspokoili grę. Nie ma co w meczu takiej rangi być egoistą. Nie jest wielkim problemem brak stabilizacji w składzie. Tych negatywnych okoliczności było bardzo dużo i nie był to łatwy okres, patrząc przez pryzmat tego, co się dzieje za naszą granicą. Inne było przygotowanie mentalne. Nie oddawałem dziś strzałów z tej bolącej nogi, był też problem z żebrami, ale adrenalina pomogła to wyrzucić z głowy.
Kamil Glik: - Od 1. minuty już grałem z kontuzją, przy pierwszym kontakcie poczułem ból i jestem przekonany, że naderwałem mięsień i na dwa-trzy tygodnie wypadam. Było ciężko mi zrobić podanie, jakieś przyspieszenie, wahałem się, czy prosić o zmianę, ale zaciskałem zęby. Byłem dziś gotowy na 50 procent, przed meczem przyjąłem dawkę przeciwbólowych i to coś pomogło. Jutro przyjadę do klubu i zrobię badania.
- Mnie nic nie interesowało poza tym meczem, to co będzie jutro, pojutrze, liczyło się to, co jest tu i teraz i jestem mega szczęśliwy. Nie graliśmy dziś ładnego futbolu, jesteśmy przyzwyczajeni, że nie gramy najładniej, ale wygrywamy 1-0 czy 2-0. Chciałoby się wygrywać z dobrym stylem, ale było tak, a nie inaczej. Jestem dumny z siebie i drużyny, ten awans daje mi dużo satysfakcji. Takiego meczu jak baraż nie graliśmy nigdy, to była dla mnie nowość.
Grzegorz Krychowiak: - Każdy ciężko pracował, żeby dostać się na mistrzostwa, a ten zespół ma w swoich szeregach fantastycznych zawodników. Trochę bolało, że nie zacząłem w pierwszym składzie, ale to konsekwencja całej tej wojny, która nie pozwoliła mi się odpowiednio przygotować. Patrzyłem na tą pierwszą połowę i zauważyłem, że jest taka trochę moda na krytykowanie Krychowiaka i wiem, że gdybym grał w pierwszej połowie, to byłoby jechanie po Krychowiaku. Najważniejsze, że udało się nam zakwalifikować. To był dla nas najważniejszy mecz w sezonie. Gra się nie układała w pierwszej połowie jak należy, ale i tak były dobre momenty. Zdajemy sobie sprawę, że musimy się polepszyć, bo na mistrzostwach nie ugramy dużo.
Wojciech Szczęsny: - Nie dawałem dużo reprezentacji w ostatnim czasie i trochę zeszło ze mnie napięcie. Jestem wyluzowany i tego nie widać, jak ciężko pracuję, ale zależy mi bardzo na reprezentacji. Nie uważam, żeby to był mój mecz, jeszcze nie. Wyszliśmy na drugą połowę, wierząc, że można coś ugrać. Było widać inną energię na boisku i zacząłem wierzyć, że ten mecz wygramy i udało się. Grzegorz (Krychowiak - przyp. red.) ma 32 lata, jest doświadczonym zawodnikiem i musi sobie radzić w takich sytuacjach i na pewno bolało go, że dziś nie gra, ale rozumiał swoją sytuację w klubie. W drugiej połowie odpowiedział najlepiej, jak mógł.
- Nas ustawienie też zaskoczyło. Wątpię, że taki był plan jeszcze tydzień przed meczem, ale mecz ze Szkocją pomógł trenerowi podjąć decyzję. Dziś wróciliśmy do starej reprezentacji niegrającej wielkiej piłki, ale skoncentrowanej, czekającej na swoje okazje. Taka "nawałkowa" była trochę ta reprezentacja dziś. Takie sytuacje, jakie dali nam Szwedzi, trzeba wykorzystywać. Czuję ulgę, bo na poprzednie awanse zasłużyliśmy sobie grą. Ostatnie półtora roku z grą było ciężko i ciężko powiedzieć, że na ten sobie zasłużyliśmy.
Bartosz Bereszyński: - Myślę, że to było najtrudniejsze spotkanie, jeśli chodzi o przygotowanie mentalne, bo to w zasadzie jedno spotkanie, które decyduje o wszystkim. Wszyscy zawodnicy, którzy byli na boisku i na trybunach poradzili sobie z tym meczem. Dobrze, że mój syn jest lewonożny, to jeszcze kilka lat i on zagra, bo ja dłużej nie pociągnę. Ja wolę grać bardziej ofensywnie, wiedziałem, że ten mecz będzie z gatunku pozwalających na mniej akcji ofensywnych. Wiedziałem, że Kulusevski jest zawodnikiem nieprzewidywalnym, schodzi do środka na moją lepszą nogę. Tych trzech-czterech ofensywnych zawodników, których mają Szwedzi, to są piłkarze, którzy zawsze sobie potrafią stworzyć sytuacje. Wiedząc, że Szwedzi potrafią usypiać rywali, czekać na swoje sytuacje, cieszę się, że udało się wygrać. Historia jest po to, żeby ją zmieniać i cieszę się, że udało się napisać swoją.
|